poniedziałek, 14 lipca 2025

Tunezja - Ksar Ouled Soltane

 


Ksar Ouled Soltane to jeden z najlepiej zachowanych i najczęściej odwiedzanych ksour (twierdz‑spichlerzy) w południowej części Tunezji. Usytuowany na wzgórzu niedaleko Tataouine, zbudowany przez berberyjskie plemię Ouled Soltane w XVII /XVIII wieku, wyróżnia się wielopiętrową strukturą ładowni – ghorfas – ułożonych wokół dwóch wewnętrznych dziedzińców. Około 287 zachowanych ghorfas (magazynów zboża i oliwy), ustawionych jest tu na wysokość czterech pięter. Na ścianach wiszą drewniane haki i schodki z pni palmowych – pozostawione z przeznaczeniem do gromadzenia zapasów. To właśnie tu realizowano zdjęcia do roli „kwartału niewolników” Mos Espa w „Gwiezdnych Wojnach: Mroczne Widmo”. Ksar nie jest zatłoczony, gdzieniegdzie ukryły się sklepiki z rękodziełem, a miejsce sprzyja refleksji. Najlepiej przyjechać tu rano lub późnym popołudniem, kiedy światło podkreśla strukturę ghorfas i wydłuża cienie. Czas potrzebny na zwiedzanie, to minimum godzina, by mieć możliwość spaceru po obu dziedzińcach i podelektować się magią.




Jeśli chodzi o ciekawostki dotyczące ksarów, to zacznijmy od początku. Słowo ksar pochodzi z języka arabskiego i oznacza fortyfikowaną osadę lub magazyn zbiorczy. W Tunezji ksary były budowane głównie przez berberyjskie plemiona jako magazyny zbożowe i spichlerze, ale też miejsca schronienia i handlu. Były budowane z ubitej gliny, kamienia i piasku, często na wzgórzach, by zapewnić naturalną obronność. Jak wspomniałam wcześniej, składają się z komórek magazynowych zwanych ghorfa, ułożonych w kilka poziomów wokół centralnego dziedzińca. Ich wielopoziomowa architektura przypomina nieco współczesne bloki – z tym że każda komórka była własnością innej rodziny lub klanu. Ksary pełniły nie tylko funkcję składową, ale były także strategicznymi punktami handlu karawanowego między Saharą a wybrzeżem. Handlowano m.in. zbożem, oliwą, daktylami, a także solą i przyprawami. W czasach świetności wiele z nich tętniło życiem. Choć architektura ksarów ma lokalny, berberyjski rodowód, ich funkcje i organizacja społeczna były często ściśle związane z strukturą plemienną i zasadami islamu. Każdy klan miał swoje ghorfy, a nad całością pieczę sprawowała starszyzna.





Ksar Ouled Soltane to obowiązkowy punkt na trasie każdego turysty w Tunezji. Dojazd z Sousse wymaga pewnego czasu i planowania, ale widok uporządkowanych ghorfas, schodów i pustynnego światła wynagradza trudy jazdy. To miejsce rzeczywiście przenosi w inny czas i przestrzeń, bliższy tradycjom i historii. A może skusimy się na pamiątkę, którą lokalni rzemieślnicy wykonują na miejscu, w swych małych warsztatach? Może zatrzymamy się na miętową herbatę, by podelektować się swoistym pięknem tego niezwykłego miejsca?



niedziela, 13 lipca 2025

Tunezja, Matmata – podziemna wioska Berberów


Matmata to mała, berberyjska wioska w południowej Tunezji, położona na wydmach i zboczach Jebel Dahar. Znana jest z charakterystycznych domów – wydrążonych w miękkim piaskowcu, które tworzą otwarte, okrągłe dziedzińce otoczone pomieszczeniami mieszkalnymi.

Dziś tylko garstka rodzin nadal mieszka w tradycyjnych domach – reszta nowych domów powstała w pobliskiej „Nowej Matmacie”. Ci, którzy zostali, żyją tak, jak ich przodkowie. Na dziedzińcu pieką chlebki – formowane ręcznie, a następnie wkładane do glinianych pieców na świeżym powietrzu. Niektórzy gospodarze organizują pokazy wypieku chleba, robienia dywanów, a nawet zapraszają turystów na posiłek – co pozwala bliżej poznać berberyjskie zwyczaje. W kuchni wyposażonej w tradycyjny piec i podstawowe naczynia – goście są witani lokalnymi potrawami z warzyw, oliwy i ziół. Mimo odchodzenia młodych – seniorzy często mówią, że opuszczenie ich domów to utrata tradycji i historii .


Dom pod ziemią, to okrągły dół (5–12 m średnicy), w którego obrębie drąży się “izby” służące za sypialnię, kuchnię, stajnie czy magazyny. Konstrukcja zapewnia naturalną izolację – latem chłód, zimą ciepło. Wnętrza mają stabilną temperaturę ok. 23–25 °C latem i ok. 15 °C zimą. 



 


Matmata znana jest na całym świecie dzięki hotelowi Sidi Driss – to tu kręcono sceny z domu Luke’a Skywalkera w „Star Wars: Nowa Nadzieja” i „Atak Klonów”. To sprawia, że wioskę odwiedzają również fani filmowej sagi.

Do Matmaty można dojechać pociągiem SNCFT z Sousse do Gabès (ok. 4h 35m), a w Gabès przesiąść się do louage do Matmaty (ok. 1h).


Matmata to miejsce żywe i magiczne – jak wehikuł czasu, przenoszący nas w niespotykany świat przetrwałego dziedzictwa Berberów. Wizyta tu to nie tylko zwiedzanie, ale doświadczenie i spotkanie z ludźmi, którzy wciąż oddychają tradycją i ziemią. Jedną z najbardziej uderzających cech Matmaty – poza jej podziemnymi domami – jest krajobraz, który przypomina powierzchnię Księżyca lub planety z filmu science fiction. To surowa, niemal pozbawiona roślinności przestrzeń, pełna jałowych wzgórz, pofałdowanych pagórków i głębokich lejów, które z lotu ptaka wyglądają jak kratery.

Ten teren powstał w wyniku erozji miękkiego piaskowca i gliny, które przez setki lat poddawały się działaniu słońca, wiatru i sporadycznych deszczy. Ziemia przybiera tu odcienie ochry, rdzy, popiołu i piasku, a nierówna powierzchnia tworzy krajobraz, który zaskakuje każdego, kto tu przyjeżdża.




Choć Matmata kojarzy się przede wszystkim z podziemnymi domami troglodyckimi, równie fascynujące jest codzienne życie jej mieszkańców — zwłaszcza tych z okolicznych osad i pustynnych farm. To świat, w którym czas płynie wolniej, a rytm dnia wyznaczają słońce, woda i potrzeby zwierząt.

W wielu gospodarstwach dzień rozpoczyna się jeszcze przed wschodem słońca. Mężczyźni wychodzą sprawdzić zwierzęta, kobiety przygotowują chleb i herbatę miętową, dzieci często pomagają przy prostych pracach domowych, zanim ruszą do szkoły w pobliskich wsiach. Hodowla wielbłądów w okolicach Matmaty to nie tylko atrakcja turystyczna, ale wciąż realna część lokalnej gospodarki. Wielbłądy wykorzystywane są jako środek transportu, źródło mleka i mięsa, a także pomoc przy pracach polowych. Są bardzo odporne na upały i brak wody, ale wymagają codziennego nadzoru. Każdego ranka pasterze wypuszczają je na otwarte przestrzenie, gdzie szukają kolczastych krzewów i niskiej trawy. W porze największego upału wracają, by odpocząć w cieniu lub pod skalnym nawisem.

W Tunezji – również w regionie Matmaty, na znaczeniu zyskuje hodowla strusi, które można zobaczyć na ogrodzonych wybiegach. 



 




Tunezja, Port El Kantaoui – biało‑niebieska perełka


Zaledwie 10 km na północ od Sousse, znajduje się Port El Kantaoui - stworzony w 1979 r. z myślą o luksusowej wakacyjnej atmosferze. W samym sercu tego miejsca leży sztuczny port jachtowy – labirynt kanałów i 340 miejsc postojowych dla łodzi – otoczonych tradycyjną architekturą w intensywnie białych i niebieskich barwach dalekiego Sidi Bou Said, będącego swoistym symbolem północnej Tunezji. 


Estetyka Portu to harmonijna mieszanka nowoczesności i arabskiej stylizacji – niskie, białe domki z łukowatymi przejściami, ceglany bruk, rzędy palm i akcenty w błękicie, które kontrastują z kolorem nieba i morza . Atmosfera jest przyjazna i sprzyjająca wakacyjnemu odpoczynkowi. Można tu dojechać autobusem z Sousse. 

Port El Kantaoui oferuje kilometry miękkiego, białego piasku i łagodne zejście do turkusowej wody, co sprawia, że to jedno z najpiękniejszych kąpielisk w regionie. Plaże ciągną się 7 km wzdłuż wybrzeża, dając zarówno przestrzeń do aktywnego wypoczynku, jak i miejsca na spokojny wypoczynek.

Na plażach znajdują się wypożyczalnie leżaków i parasoli, a wzdłuż pasa nadmorskiego ulokowały się  knajpki i beach bary, gdzie można zjeść coś lekkiego lub napić się orzeźwiającego napoju z widokiem na morze. Plaże są strzeżone, a łagodne zejścia do wody czynią je szczególnie przyjaznymi dla dzieci. Dla spragnionych aktywności znajdzie się też coś ciekawego — jetski, windsurfing, a nawet snorkeling.

W samym porcie i okolicy “Les Maisons des Jardins” czeka bogactwo sklepów z pamiątkami, rękodziełem, ceramiką i biżuterią — wszystko w typowo tunezyjskim stylu. Warto jednak pamiętać, że klimat sklepów przy marinie jest raczej turystyczny – ceny bywają wyższe niż w medynie Sousse.


Port El Kantaoui jest idealnym uzupełnieniem wizyty w Sousse — ładna architektura, bogata baza turystyczna i wygodny dojazd sprawiają, że ten biało‑niebieski zakątek pozostaje w pamięci jako najbardziej relaksujący element podróży. Warto tu spędzić dzień albo choć wieczór – dla kontrastu i odetchnienia od medyny.



czwartek, 3 lipca 2025

Dziecko w podróży (nawyki żywieniowe) - z perspektywy mamy dorosłej córki - część 3




Podróżowanie z małym dzieckiem wielu osobom kojarzy się z logistycznym wyzwaniem, torbami pełnymi pieluch i rytmem dnia podporządkowanym drzemkom. Ale jest też druga strona medalu – pełna kolorów, zapachów i smaków. Bo podróże z maluchem to nie tylko poznawanie nowych miejsc, ale też wyjątkowa okazja do wspólnego odkrywania kuchni świata – i to od najmłodszych lat. Maja ruszyła w swą pierwszą podróż mając osiem tygodni. Mimo „wrzucenia” jej od razu na głęboką wodę, jaką był kilkunastogodzinny lot między Azją, a Europą, poszło sprawnie. Na długich lotach, linie lotnicze oferują rodzicom z niemowlęciem specjalne koszyczki, w których mogą one bezpiecznie spać. W niektórych liniach zostaniemy też wyposażeni w słoiczki z niemowlęcym jedzeniem. Dzieci starsze otrzymują już standardowe posiłki, a niektóre linie mają dla nich specjalne zestawy. 


Dla dzieci wszystko jest nowe. Coś, co dorosłym może wydawać się „dziwne” lub „egzotyczne”, dla kilkulatka jest po prostu ciekawe. Zaskakująco często to właśnie najmłodsi odważniej sięgają po nieznane potrawy: ryż gotowany w liściach bananowca, słodkie mango prosto z ulicznego straganu czy hummus jedzony palcami. Maluchy nie mają jeszcze uprzedzeń – a to wielki atut w kulinarnej podróży. Kiedy dziecko próbuje lokalnych potraw, poznaje dany kraj w najpiękniejszy sposób – przez zmysły. Kuchnia to przecież część kultury: inne przyprawy, sposoby jedzenia, rytuały przy stole. Gdy maluch zjada pierwsze paellę w Hiszpanii albo zupę pho w Wietnamie, chłonie nie tylko smak, ale i historię miejsca. Wspólne posiłki w podróży to chwile, które zostają w pamięci na długo. 




Śniadanie w greckiej tawernie z widokiem na morze, piknik pod palmą, lokalny targ, gdzie razem wybieracie owoce… To nie tylko jedzenie, to rytuał bliskości, rozmów i wspólnej zabawy. Dzieci kochają takie momenty – i uczą się, że jedzenie może być przyjemnością, nie obowiązkiem. Podróże to doskonały sposób, by urozmaicić dietę dziecka. Świeże warzywa, owoce, dania gotowane na parze, zupy, ryby – wiele kuchni świata bazuje na prostych, zdrowych składnikach. Wprowadzając nowe smaki w naturalny sposób, mamy szansę na wychowanie małego smakosza, który nie boi się próbować i ceni różnorodność. Dzieci, które od małego mają kontakt z różnymi kuchniami, często wyrastają na otwarte i ciekawe świata osoby. Wiedzą, że różnorodność jest wartością – także na talerzu. Nie oceniają, nie kręcą nosem – uczą się, że inność to coś, czego warto doświadczać.

Dziecko w podróży (klucz do otwartego umysłu i wielkiego serca) - z perspektywy mamy dorosłej córki - część 2

 


Wielu rodziców odkłada dalekie podróże „na później” – kiedy dziecko będzie większe, „więcej zapamięta” lub „będzie łatwiej”. Tymczasem podróżowanie z maluchem może być nie tylko możliwe, ale wręcz bezcenne – nie tylko dla dziecka, lecz również dla całej rodziny.

Dzieci, które od początku mają kontakt z różnorodnością – języków, smaków, zwyczajów, kolorów skóry i sposobów życia – dorastają w przekonaniu, że świat jest bogaty i zróżnicowany, ale jednocześnie wspólny. Nie dziwią ich inne obyczaje, nie przerażają nieznane języki. Zamiast strachu pojawia się ciekawość i chęć zrozumienia. A to pierwszy krok do tolerancji i empatii. Podróż to ciągłe doświadczanie: nowe miejsca, dźwięki, zapachy, zwierzęta, krajobrazy, przygody małe i duże. Dla dziecka – każdy kamień w obcym kraju może być skarbem, a przejażdżka lokalnym autobusem – ekscytującą ekspedycją. Maluchy nie potrzebują atrakcji z katalogu – potrzebują obecności rodziców, bodźców i swobody odkrywania. A świat oferuje to wszystko codziennie.

  


Podróże uczą dziecko dostosowywania się do zmian. Inny rytm dnia, nieprzewidziane sytuacje, nowe twarze – to wszystko kształtuje elastyczność, która w dorosłym życiu będzie bezcenna. Nawet niemowlę szybko uczy się funkcjonować w różnych warunkach – a rodzice odkrywają, że ich dziecko potrafi więcej, niż przypuszczali. Dziecko, które podróżuje, naturalnie rozwija otwartość i ciekawość świata. Widzi, że wszędzie są ludzie, którzy się śmieją, bawią, jedzą, pracują, świętują – choć mogą wyglądać i mówić inaczej. Rośnie z poczuciem, że nie jest centrum wszechświata – ale że jego miejsce w świecie ma znaczenie. W codziennym pędzie łatwo o rutynę. Podróż to moment zatrzymania, uważności i bliskości. Rodzice i dziecko są razem – nie tylko fizycznie, ale emocjonalnie. Wspólne odkrywanie świata buduje więź silniejszą niż tysiące zabawek czy zajęć dodatkowych.




Podróżowanie z małym dzieckiem to nie zawsze łatwa droga – ale na pewno piękna. Zamiast czekać, aż „będzie gotowe”, dajmy mu szansę rosnąć razem z nami – w rytmie świata, z ciekawością w oczach i sercem otwartym na różnorodność.

Bo podróże kształcą. Nawet – a może zwłaszcza – tych najmłodszych.