piątek, 22 listopada 2013

Stolica Laosu Vientiane i atmosfera dawnych czasów


Kolejny raz dane jest mi przekraczać granicę między Tajlandią i Laosem w Nong Khai. Tym razem towarzyszy mi jedynie Maja. Rankiem, jeszcze w tajskim Nong Khai, po raz kolejny idziemy do Sala Keoku – ciekawego miejsca z mnóstwem rzeźb przedstawiających wizerunki bóstw hinduskich, buddyjskich oraz pomniki świeckie. Najwyższa figura Buddy mierzy 25 metrów wysokości! Cały zespół nie jest zabytkowy, gdyż powstał w latach 70-tych XX wieku, ale warty odwiedzenia, zwłaszcza z dzieckiem, które zapewne zaciekawi się intrygującymi rzeźbami.


Koło południa przekraczamy granicę z Laosem. Mieszkańcy są pogodni i pozdrawiają nas na każdym kroku, co jak zawsze w takich wypadkach, wróży miły pobyt. Od granicy na moście przyjaźni do centrum stolicy – Vientiane pozostaje 30 km. Drogę tę można pokonać lokalnym autobusem, lub rykszą motorową. 



Vientiane oznacza Miasto Drzewa Sandałowego, jest bardzo przyjemna, niewielka i nie sprawia wrażenia stolicy. Dla mnie jest, po prostu, NIEPOWTARZALNA! Czas wydaje się tu stać w miejscu od czasów francuskiej kolonii.






W XIX wieku Vientiane należąc do Indochin Francuskich, była stolicą protektoratu. 
Na ulicach do dziś dają się zauważyć wpływy architektury kolonialnej. 
Dopiero w 1954 roku Laos stał się niepodległym państwem, ale już w rok później komuniści laotańscy pozostający pod wpływem Wietnamu utworzyli Laotańską Partię Ludową. Na wiele lat państwo zostało zamknięte i praktycznie odcięte od świata. Dopiero w 1992 roku otwarto granice z Tajlandią i unormowano stosunki z Chinami. Obecnie jedyną legalną partią polityczną w Laosie jest Laotańska Partia Ludowo-Rewolucyjna z prezydentem na czele. Na urzędach użyteczności publicznej wciąż wiszą czerwone flagi z sierpem i młotem.
Ponad 60% ludności wyznaje buddyzm, a ponad 30% to animiści.
Charakterystyczną budowlą w mieście jest Brama Zwycięstwa poświęcona ofiarą walki z Francuzami o niepodległość kraju. Ze szczytu rozciąga się widok na stolicę.





 
Nad Mekongiem, po zachodzie słońca rozkłada się nocny targ z wyrobami miejscowego rękodzieła. W namiotach można się również posilić przysmakami lokalnej kuchni. 
W naszej dłuższej drodze przez Azję, stęskniliśmy się za europejskim jedzeniem. Vientiane jest rajem dla naszych żołądków, gdyż na ulicznych wózkach sprzedawane są francuskie bagietki. Cieplutkie z serem i warzywami. Zastanawiamy się nawet, czy przez owe rarytasy, nie przedłużyć pobytu w laotańskiej stolicy, ale zew przygody wzywa.