czwartek, 30 stycznia 2014

Twierdza u wrót małego Kaukazu i modlitewnik pradziada


Z Kutaisi pod Mały Kaukaz czyli Akhaitsikhe.

Po kolejnej zimnej nocy w Kutaisi, wyruszamy do Akhaitsikhe. O miasteczku wiemy tyle, iż jest stolicą regionu Dżawachetia, leży w Małym Kaukazie i jest domem potomków powstańców styczniowych, których zsyłały tu niegdyś władze carskie.

Po opuszczeniu Kutaisi krajobraz staje się coraz bardziej naturalny i wolny od cywilizacji. Mijamy mniejsze i większe skupiska domostw usianych wśród skalistych wzgórz. Tu i ówdzie wzrok przyciągają dostojne mury monastyrów.

Akhaitsikhe wita nas słońcem. Na ulicach handel prosto z łóżek polowych. Niemłode kobiety ubrane w kożuchy i futrzane czapy. Mężczyźni w skórzanych kurtkach. Czuję się, jak przeniesiona do polskich lat osiemdziesiątych. 

W pierwszej napotkanej knajpce zamawiamy khinkali – tradycyjną gruzińską potrawę a’la pierogi. Gospodyni włącza gazowy piec i na początek przynosi chleb, słoninę i gorącą herbatę. Na koniec khinkali. Ciepłe i smaczne. Mogę je jeść codziennie. Maja też, a ich "sakiewkowaty" kształt stanowi dla niej atrakcję.


 Po obiedzie rozpytujemy o nocleg. Po nitce do kłębka trafiamy do domu gruzińskiej rodziny, która wynajmuje nam pokój przylegający do spiżarni w zapasami wina. Gospodarz żartuje, że możemy się częstować. Po za tym zapowiada wspólną wieczorną biesiadę. Znowu zanosi się na toasty…


 Nad centrum miasteczka góruje fort. Powierzchnię 7 ha wzgórza, na północ od rzeki Pocchowi-Ckali znajdują się odrestaurowane mury fortyfikacji z basztami, wewnątrz których znajdują się rozmaite świątynie. Na dawnych fragmentach murów odbudowano bryłę kościoła ormiańskiego, meczetu z minaretem, synagogi, pałacu i łaźni. W zbirach miejscowego muzeum można zobaczyć eksponaty obrazujące historię regionu. Na terenie fortu, ma jednej z posadzek można zobaczyć tablicę upamiętniającą Michaela Aznavoura – ojca słynnego kompozytora i śpiewaka Charles'a, który urodził się właśnie w tym mieście.


Schodząc ze wzgórza mijamy pozostałości starego miasta, w postaci tradycyjnego gruzińskiego budownictwa. Domy pochylają się ze starości, prezentując resztki dawnej świetności swych ciekawych balkonów. Ich autentyczność bardziej do mnie przemawia, niż sterylnie odrestaurowany fort.


Szukając śladów Polaków w Akhaitsikhe, przeczesujemy miasteczko wzdłuż i wszerz. Spotykamy dwie rodaczki. Całkiem przypadkiem, pytając o drogę do Domu Polskiego.

Ostatecznie trafiamy do maleńkiego zakładu szewskiego w centrum, gdzie sympatyczny Gruzin z polskimi korzeniami, dzieli się z nami wspomnieniami o swym pradziadku. Pokazuje nam przechowywane z dumą XIX-wieczne modlitewniki po polsku i medalion, które po nim zostały. Mai podoba się zakład, którego u nas nie można już spotkać. Wygląda, jakby czas stanął tu w miejscu pół wieku temu...