Podróżowanie z małym dzieckiem wielu osobom kojarzy się z logistycznym wyzwaniem, torbami pełnymi pieluch i rytmem dnia podporządkowanym drzemkom. Ale jest też druga strona medalu – pełna kolorów, zapachów i smaków. Bo podróże z maluchem to nie tylko poznawanie nowych miejsc, ale też wyjątkowa okazja do wspólnego odkrywania kuchni świata – i to od najmłodszych lat. Maja ruszyła w swą pierwszą podróż mając osiem tygodni. Mimo „wrzucenia” jej od razu na głęboką wodę, jaką był kilkunastogodzinny lot między Azją, a Europą, poszło sprawnie. Na długich lotach, linie lotnicze oferują rodzicom z niemowlęciem specjalne koszyczki, w których mogą one bezpiecznie spać. W niektórych liniach zostaniemy też wyposażeni w słoiczki z niemowlęcym jedzeniem. Dzieci starsze otrzymują już standardowe posiłki, a niektóre linie mają dla nich specjalne zestawy.
Dla dzieci wszystko jest nowe. Coś, co dorosłym może wydawać się „dziwne” lub „egzotyczne”, dla kilkulatka jest po prostu ciekawe. Zaskakująco często to właśnie najmłodsi odważniej sięgają po nieznane potrawy: ryż gotowany w liściach bananowca, słodkie mango prosto z ulicznego straganu czy hummus jedzony palcami. Maluchy nie mają jeszcze uprzedzeń – a to wielki atut w kulinarnej podróży. Kiedy dziecko próbuje lokalnych potraw, poznaje dany kraj w najpiękniejszy sposób – przez zmysły. Kuchnia to przecież część kultury: inne przyprawy, sposoby jedzenia, rytuały przy stole. Gdy maluch zjada pierwsze paellę w Hiszpanii albo zupę pho w Wietnamie, chłonie nie tylko smak, ale i historię miejsca. Wspólne posiłki w podróży to chwile, które zostają w pamięci na długo.
Śniadanie w greckiej tawernie z widokiem na morze, piknik pod palmą, lokalny targ, gdzie razem wybieracie owoce… To nie tylko jedzenie, to rytuał bliskości, rozmów i wspólnej zabawy. Dzieci kochają takie momenty – i uczą się, że jedzenie może być przyjemnością, nie obowiązkiem. Podróże to doskonały sposób, by urozmaicić dietę dziecka. Świeże warzywa, owoce, dania gotowane na parze, zupy, ryby – wiele kuchni świata bazuje na prostych, zdrowych składnikach. Wprowadzając nowe smaki w naturalny sposób, mamy szansę na wychowanie małego smakosza, który nie boi się próbować i ceni różnorodność. Dzieci, które od małego mają kontakt z różnymi kuchniami, często wyrastają na otwarte i ciekawe świata osoby. Wiedzą, że różnorodność jest wartością – także na talerzu. Nie oceniają, nie kręcą nosem – uczą się, że inność to coś, czego warto doświadczać.