Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dziecko w podróży. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dziecko w podróży. Pokaż wszystkie posty

piątek, 29 sierpnia 2025

Droga do Słowenii z przymusowym przystankiem w Austrii

 

Wyruszyliśmy z Gdyni pełni zapału, samochód wydawał się gotów na długą trasę, a ja cieszyłam się na spotkanie z Alpami. Do Austrii dotarliśmy bez większych przeszkód, ale kiedy zaczęliśmy wspinać się serpentynami w stronę alpejskich przełęczy, przygoda zmieniła swój bieg. W jednej z małych wiosek, między górskimi szczytami, nasz stary samochód odmówił posłuszeństwa. Najpierw pojawiły się dziwne dźwięki, potem metaliczne uderzenia, aż w końcu… odpadły tylne koła. Widok auta, które osiadło bezradnie na poboczu, był niemal groteskowy. Mechanik z lokalnego warsztatu obejrzał wrak i tylko rozłożył ręce – samochód nadawał się jedynie na złom. Z ciężkim sercem trzeba było się z nim rozstać. Nie było jednak miejsca na rozpacz. 




Przypadek zatem sprawił, iż musieliśmy zatrzymać się w Zell am See - jednym z najbardziej malowniczych miasteczek w Austrii, położonym nad krystalicznym jeziorem Zeller See. Otoczone majestatycznymi Alpami, od wieków przyciąga turystów zarówno latem, jak i zimą. Serce miasta stanowi średniowieczne stare miasto z kamienną wieżą kościoła św. Hipolita, wąskimi uliczkami i tradycyjnymi alpejskimi domami zdobionymi balkonami pełnymi kwiatów. Latem życie toczy się nad wodą – można tu kąpać się, żeglować albo popłynąć w rejs statkiem. Wokół miasta wznoszą się góry, z których najbardziej znana jest Schmittenhöhe, idealna na piesze wędrówki, rowerowe eskapady i narciarstwo zimą. W sąsiednim Kaprun na lodowcu Kitzsteinhorn przez cały rok można szusować po śniegu i podziwiać panoramę Wysokich Taurów.

Historia Zell am See sięga VIII wieku, kiedy benedyktyni założyli tu klasztor zwany „Cella in Bisonzio”. W średniowieczu miasto rozwijało się jako ważny ośrodek handlowy, a przełomowym momentem był rok 1875, kiedy dotarła tu kolej, otwierając drogę dla turystyki. Od tego czasu Zell am See stało się jednym z najważniejszych kurortów alpejskich, łączącym tradycyjną architekturę z nowoczesną infrastrukturą.


 



Zell am See to także świetna baza wypadowa do dalszych podróży. Nie marzyła nam się co prawda, wyprawa do Włoch, ale zmuszeni byliśmy wyruszyć malowniczą trasą kolejową do Triestu, miasta nad Adriatykiem. Podróż prowadziła przez Salzburg, dalej przez Villach w Karyntii, a następnie przez przełęcz Tarvisio Boscoverde, już po włoskiej stronie Alp. Stamtąd pociąg skierował się przez Udine aż do Triestu, gdzie alpejskie krajobrazy ustąpiły miejsca śródziemnomorskiemu klimatowi i widokowi na błękitne morze. Podróż trwała siedem godzin, ale sama trasa jest atrakcją – gdyż to jeden z piękniejszych szlaków kolejowych Europy, łączących alpejski krajobraz z adriatyckim wybrzeżem.




Zatem podróż koleją przez Austrię i dalej, w stronę Włoch, okazała się nagrodą za wcześniejsze trudy. Wagon kołysał rytmem, w oknach przesuwały się winnice, tunele i przepaście, a Maja śmiała się z entuzjazmem, wskazując kolejne mosty i krowy pasące się na stokach. Włoskie stacyjki witały nas zapachem espresso i pięknie utrzymanymi klombami. Z północy Włoch skierowaliśmy się ku Słowenii, gdzie postanowiliśmy zamieszkać na rozległym campingu z basenem.

czwartek, 3 lipca 2025

Dziecko w podróży (nawyki żywieniowe) - z perspektywy mamy dorosłej córki - część 3




Podróżowanie z małym dzieckiem wielu osobom kojarzy się z logistycznym wyzwaniem, torbami pełnymi pieluch i rytmem dnia podporządkowanym drzemkom. Ale jest też druga strona medalu – pełna kolorów, zapachów i smaków. Bo podróże z maluchem to nie tylko poznawanie nowych miejsc, ale też wyjątkowa okazja do wspólnego odkrywania kuchni świata – i to od najmłodszych lat. Maja ruszyła w swą pierwszą podróż mając osiem tygodni. Mimo „wrzucenia” jej od razu na głęboką wodę, jaką był kilkunastogodzinny lot między Azją, a Europą, poszło sprawnie. Na długich lotach, linie lotnicze oferują rodzicom z niemowlęciem specjalne koszyczki, w których mogą one bezpiecznie spać. W niektórych liniach zostaniemy też wyposażeni w słoiczki z niemowlęcym jedzeniem. Dzieci starsze otrzymują już standardowe posiłki, a niektóre linie mają dla nich specjalne zestawy. 


Dla dzieci wszystko jest nowe. Coś, co dorosłym może wydawać się „dziwne” lub „egzotyczne”, dla kilkulatka jest po prostu ciekawe. Zaskakująco często to właśnie najmłodsi odważniej sięgają po nieznane potrawy: ryż gotowany w liściach bananowca, słodkie mango prosto z ulicznego straganu czy hummus jedzony palcami. Maluchy nie mają jeszcze uprzedzeń – a to wielki atut w kulinarnej podróży. Kiedy dziecko próbuje lokalnych potraw, poznaje dany kraj w najpiękniejszy sposób – przez zmysły. Kuchnia to przecież część kultury: inne przyprawy, sposoby jedzenia, rytuały przy stole. Gdy maluch zjada pierwsze paellę w Hiszpanii albo zupę pho w Wietnamie, chłonie nie tylko smak, ale i historię miejsca. Wspólne posiłki w podróży to chwile, które zostają w pamięci na długo. 





Śniadanie w greckiej tawernie z widokiem na morze, piknik pod palmą, lokalny targ, gdzie razem wybieracie owoce… To nie tylko jedzenie, to rytuał bliskości, rozmów i wspólnej zabawy. Dzieci kochają takie momenty – i uczą się, że jedzenie może być przyjemnością, nie obowiązkiem. Podróże to doskonały sposób, by urozmaicić dietę dziecka. Świeże warzywa, owoce, dania gotowane na parze, zupy, ryby – wiele kuchni świata bazuje na prostych, zdrowych składnikach. Wprowadzając nowe smaki w naturalny sposób, mamy szansę na wychowanie małego smakosza, który nie boi się próbować i ceni różnorodność. Dzieci, które od małego mają kontakt z różnymi kuchniami, często wyrastają na otwarte i ciekawe świata osoby. Wiedzą, że różnorodność jest wartością – także na talerzu. Nie oceniają, nie kręcą nosem – uczą się, że inność to coś, czego warto doświadczać.

Dziecko w podróży (klucz do otwartego umysłu i wielkiego serca) - z perspektywy mamy dorosłej córki - część 2

 


Wielu rodziców odkłada dalekie podróże „na później” – kiedy dziecko będzie większe, „więcej zapamięta” lub „będzie łatwiej”. Tymczasem podróżowanie z maluchem może być nie tylko możliwe, ale wręcz bezcenne – nie tylko dla dziecka, lecz również dla całej rodziny.

Dzieci, które od początku mają kontakt z różnorodnością – języków, smaków, zwyczajów, kolorów skóry i sposobów życia – dorastają w przekonaniu, że świat jest bogaty i zróżnicowany, ale jednocześnie wspólny. Nie dziwią ich inne obyczaje, nie przerażają nieznane języki. Zamiast strachu pojawia się ciekawość i chęć zrozumienia. A to pierwszy krok do tolerancji i empatii. Podróż to ciągłe doświadczanie: nowe miejsca, dźwięki, zapachy, zwierzęta, krajobrazy, przygody małe i duże. Dla dziecka – każdy kamień w obcym kraju może być skarbem, a przejażdżka lokalnym autobusem – ekscytującą ekspedycją. Maluchy nie potrzebują atrakcji z katalogu – potrzebują obecności rodziców, bodźców i swobody odkrywania. A świat oferuje to wszystko codziennie.

  


Podróże uczą dziecko dostosowywania się do zmian. Inny rytm dnia, nieprzewidziane sytuacje, nowe twarze – to wszystko kształtuje elastyczność, która w dorosłym życiu będzie bezcenna. Nawet niemowlę szybko uczy się funkcjonować w różnych warunkach – a rodzice odkrywają, że ich dziecko potrafi więcej, niż przypuszczali. Dziecko, które podróżuje, naturalnie rozwija otwartość i ciekawość świata. Widzi, że wszędzie są ludzie, którzy się śmieją, bawią, jedzą, pracują, świętują – choć mogą wyglądać i mówić inaczej. Rośnie z poczuciem, że nie jest centrum wszechświata – ale że jego miejsce w świecie ma znaczenie. W codziennym pędzie łatwo o rutynę. Podróż to moment zatrzymania, uważności i bliskości. Rodzice i dziecko są razem – nie tylko fizycznie, ale emocjonalnie. Wspólne odkrywanie świata buduje więź silniejszą niż tysiące zabawek czy zajęć dodatkowych.




Podróżowanie z małym dzieckiem to nie zawsze łatwa droga – ale na pewno piękna. Zamiast czekać, aż „będzie gotowe”, dajmy mu szansę rosnąć razem z nami – w rytmie świata, z ciekawością w oczach i sercem otwartym na różnorodność.

Bo podróże kształcą. Nawet – a może zwłaszcza – tych najmłodszych.