poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Zanzibar Town


157 dzień podróży.

Tanzania – cz. 6

Zanzibar.


Wybrany przez nas prom odpływa o 13:00. Na przystani jesteśmy godzinę przed czasem. Spotykamy rowerzystę z Wielkiej Brytanii, który po kilku miesiącach spędzonych w Rwandzie, Ugandzie i Tanzanii udaje się na kilku dniowy pobyt na Zanzibarze, gdzie zakończy swą afrykańską przygodę. Podróż na górnym pokładzie spędzamy wspólnie. Wymieniamy się informacjami o wyspie i doświadczeniami z Czarnego Lądu.
O 15: 00 dopływamy do znanego z fotografii malowniczego brzegu Zanzibaru. Nim załoga zdąży wysunąć trap, na pokład przez burtę wdzierają się zgraje tragarzy gotowi wytaszczyć na pobrzeże wielkie torby, paki i kartony należące do tłoczących się przy wyjściu pasażerów.
Z trudem przepychamy się do wyjścia i po „walce” z tragarzami, udaje nam się opuścić bramy portu. Postanawiamy zostać na nocleg w Zanzibar Town.
Razem z nowym towarzyszem podróży kwaterujemy się w kolonialnym hoteliku na starym mieście. Za niewielkie pieniądze wynajmujemy przestronne pokoje na parterze. Śniadanie jest wliczone w cenę.  Trzeci pokój zamieszkuje miły starszy Francuz, który odbywa samotną podróż dookoła świata. Jest w drodze już 260 dni i z ochotą przyłącza się do naszej kompani. O 17: 00 w europejskim składzie ruszamy na zwiedzanie Kamiennego Miasta. Kluczymy wąskimi uliczkami przypominającymi do złudzenia arabską medinę z państwu Afryki Północnej. Jest przyjemnie chłodno, gwarno i kolorowo. Pijemy herbatę z mlekiem w jednej z kafejek starego miasta. Francuz, jak z rękawa sypie dowcipnymi opowieściami ze swojego życia usłanego podróżami. W istocie, wygląda jak rasowy wilk morski i nie toleruje zegarków. Miło się go słucha. Brytyjczyk mówi zdecydowanie mniej, ale jest kopalnią wiedzy o Ugandzie, w której zakochał się bez pamięci.