Z Kutaisi pod Mały Kaukaz czyli Akhaitsikhe.
Po kolejnej zimnej nocy w Kutaisi,
wyruszamy do Akhaitsikhe. O miasteczku wiemy tyle, iż jest stolicą regionu
Dżawachetia, leży w Małym Kaukazie i jest domem potomków powstańców styczniowych, których zsyłały tu niegdyś władze carskie.
Po opuszczeniu Kutaisi krajobraz
staje się coraz bardziej naturalny i wolny od cywilizacji. Mijamy mniejsze i
większe skupiska domostw usianych wśród skalistych wzgórz. Tu i ówdzie wzrok
przyciągają dostojne mury monastyrów.
Akhaitsikhe wita nas słońcem. Na
ulicach handel prosto z łóżek polowych. Niemłode kobiety ubrane w kożuchy i
futrzane czapy. Mężczyźni w skórzanych kurtkach. Czuję się, jak przeniesiona do
polskich lat osiemdziesiątych.
W pierwszej napotkanej knajpce
zamawiamy khinkali – tradycyjną gruzińską potrawę a’la pierogi. Gospodyni
włącza gazowy piec i na początek przynosi chleb, słoninę i gorącą herbatę. Na
koniec khinkali. Ciepłe i smaczne. Mogę je jeść codziennie. Maja też, a ich "sakiewkowaty" kształt stanowi dla niej atrakcję.
Po obiedzie rozpytujemy o nocleg. Po
nitce do kłębka trafiamy do domu gruzińskiej rodziny, która wynajmuje nam pokój
przylegający do spiżarni w zapasami wina. Gospodarz żartuje, że możemy się
częstować. Po za tym zapowiada wspólną wieczorną biesiadę. Znowu zanosi się na
toasty…
Nad centrum miasteczka góruje fort.
Powierzchnię 7 ha wzgórza, na północ od rzeki Pocchowi-Ckali znajdują się odrestaurowane mury
fortyfikacji z basztami, wewnątrz których znajdują się rozmaite świątynie. Na
dawnych fragmentach murów odbudowano bryłę kościoła ormiańskiego, meczetu z
minaretem, synagogi, pałacu i łaźni. W zbirach miejscowego muzeum można
zobaczyć eksponaty obrazujące historię regionu. Na terenie fortu, ma jednej z
posadzek można zobaczyć tablicę upamiętniającą Michaela Aznavoura – ojca
słynnego kompozytora i śpiewaka Charles'a, który urodził się właśnie w tym mieście.
Schodząc ze wzgórza mijamy
pozostałości starego miasta, w postaci tradycyjnego gruzińskiego budownictwa.
Domy pochylają się ze starości, prezentując resztki dawnej świetności swych
ciekawych balkonów. Ich autentyczność bardziej do mnie przemawia, niż sterylnie
odrestaurowany fort.
Szukając śladów Polaków w
Akhaitsikhe, przeczesujemy miasteczko wzdłuż i wszerz. Spotykamy dwie rodaczki.
Całkiem przypadkiem, pytając o drogę do Domu Polskiego.
Ostatecznie trafiamy do maleńkiego
zakładu szewskiego w centrum, gdzie sympatyczny Gruzin z polskimi korzeniami,
dzieli się z nami wspomnieniami o swym pradziadku. Pokazuje nam przechowywane z
dumą XIX-wieczne modlitewniki po polsku i medalion, które po nim zostały. Mai
podoba się zakład, którego u nas nie można już spotkać. Wygląda, jakby czas
stanął tu w miejscu pół wieku temu...