Gruzja jest piękna, przyjazna, niepowtarzalna i … bardzo brudna.
Ekologia nawet nie raczkuje. Ona po prostu leży. Miasta, pobocza dróg, rzeki, lasy pełne śmieci. Stare pralki i
lodówki zamiast na skupach metali, lądują na dzikich, leśnych wysypiskach. W
każdym miejscu kilogramy puszek i butelek. Aż kusi, aby wpaść do szkoły i
zainicjować Dzień Ziemi, albo samemu zabrać się za zbieranie.
W sklepach złota era siatek foliowych. Nawet jedną pocztówkę
pakują w woreczek…
Ale za to na targowiskach ciągle pachnie świeżymi warzywami,
jak u nas ze trzydzieści lat temu. Wszystko swojskie, świeże, prosto z krzaka.
Pietruszka ciągle ma zapach pietruszki, a jabłka przywodzą na myśl dzieciństwo
na wsi. Pomidory, ogórki czy marchew nie mają zapewne unijnych wymiarów, ale za
to ich smaku nie można przyrównać do tych kupowanych w biedronkowo-lidlowych
marketach. Do tego swojskie sery, wędliny i wiejskie masełko na kilogramy… Niebo w gębie! Zdaję sobie sprawę, że Sanepid zamknąłby wszystkie stragany na raz, ale standard naszych wyjazdów uodpornił całą rodzinkę na wszelkie dolegliwości żołądkowe...