niedziela, 20 października 2013

Jak kuń na wycieczkę poszedł...





Pierwsze koty za płoty, czyli końsko-pieszy rajd kaszubski za nami! Na początek jednodniowy bez noclegu, bo trzeba konia i ludzi do marszu przyzwyczaić, a to wcale, jak się w praniu okazało, nie takie straszne, jakim się malowało :)
Kalosze "uflejane" totalnie. Kopyta nie mniej, ale humory obu stronom dopisują.


A było, oj było. Może nie o pogodzie tu myślę, ale fauna, flora, krajobrazy i atmosfera spisały się na medal.


- Szczęść Boże! Dokąd to tak z tym kuniem idzieta?
- Bóg zapłać! A tak idziemy przed siebie na wycieczkę.
- Na wycieczke?! Z kuniem?! No ładny ten kuń, ładny. I spokojny widza. I ta mała tak na tym kuniu? Nie boi sie?
- Nie boi.
- A daleko idzieta?
- Przez cały dzień ze trzydzieści kilometrów będzie.
- Trzydzieści?! A co wy jeść będzieta?
- Mamy jedzenie. I herbatę w termosach.
- A kuń?
- Rano owsa dostał, a po drodze trawę je na postojach w lesie.
- A może placka chceta?
- Dziękujemy bardzo, ale musimy iść, żeby nas noc nie zastała.
- Nu, jak tak to dobrze. To zajrzyjta, jak tak będzieta jeszcze tu kiedy szli.
Łowsa kuniowi dam, a dla was tyż sie zawsze co znajdzie. Z Bogiem idźta. Z Bogiem!

Będzie dobrze! I coś czuję, że i z noclegiem dla „kunia” pójdzie gładko J, bo „kuń” ładny jest i spokojny.

A teraz pora kończyny wyciągnąć i owsa zagryzając do map zasiąść, wszak za 5 dni znowu weekend ;)