sobota, 26 października 2013

Kuń, karty i rogaliki



Jesień ciepła, więc aż się człowiek i "kuń" rwie, aby w teren ruszyć. Dziś nawet pies wierny, zdecydował się na mały wypad, chociaż, jako wytrawny kanapowiec, z trudem podejmuje tak odważne kroki.
Zostawić, zatem trzeba było milutki kącik pod strzechą, manatki spakować i dalej wio! A spakować było co, bo moi mistrzowie od patelni, szmat czasu przy kuchni spędzili. A że w tej dziedzinie córeczka w ślady tatusia poszła, mieliśmy na drogę całe menachy ciasteczek, rogalików i innych smakołyków. Zatem, kto nie szedł, niech żałuje J Dbając o końskie uzębienie, „szkapiny” naszej nie uraczyliśmy słodyczami, ale za to marchwi i jabłek w sakwie nie brakowało. Jak dodam do tego herbatkę w termosach, wygodną matę i piękne widoki, przestaję żałować, wszelkich niewygodności, jakie niosą za sobą pieszo-końskie wojaże jesienną porą, bo chociaż ciepła, owszem, jak na nasz klimat, to jednak po dłuższym czasie uszy marzną. J Zwłaszcza przy grze w karty... :)

Szkoda tylko, że czas dziś przestawiać trzeba, bo mniej czasu na włóczęgi za jasności będzie. Chyba, że do ekwipunku latarki się dorzuci i będzie marsz w ciemnościach.
Ale chodzić trzeba i to dużo, by rozruszać kończyny przed zimową wyprawą do Gruzji. Trasa i plan ciągle w opracowaniu, ale jedno jest pewne silne nogi się przydadzą J i to własne, bo na ten czas "kuń" będzie musiał gospodarstwa pilnować.