czwartek, 31 października 2013

Thaton. Wioska Lisu. Północna Tajlandia.

Do wioski plemienia ludu Lisu położonej w odległości 14 km od Thaton na północy Tajlandii docieramy w 34 dniu rowerowej podróży z Bangkoku.
W drodze z Tathon towarzyszą nam gęste mgły, gdyż wyjeżdżamy o świcie. Mijamy maleńkie wioseczki, wywołując zamieszanie wśród ich mieszkańców. Wreszcie napotykamy na drugą na swej drodze autentyczną wioskę plemienia Akha. Chatki z bambusa pokryte są słomą. Nachylenie dachu powoduje, iż sprawiają wrażenie bardzo niskich. Po za tym nie mają okien i są podzielone na części dla kobiet i mężczyzn. Stroje kobiet naprawdę robią wrażenie. Czarne spódniczki i kubraczki wykończone są czerwonymi tasiemkami i masą ponaszywanych muszelek, srebrnych nitów i dzwoneczków. Na głowach wymyślne czepce ozdobione kutą we wzory blachą, frędzlami, koralikami, dzwonkami i monetami. Po za tym masa bransoletek, pasków, równie bogato zdobione onuce i zazwyczaj fajeczka lub skręt w ustach u staruszek. Niegdyś kobiety Akha zajmowała się, bowiem uprawą opium.
Akha używa własnego języka o tej samej nazwie, który jest spokrewniony z mową plemion Lisu i Lachu.

 



Niedaleko napotykamy ukrytą wśród zielonych wzgórz wioseczkę ludu Lisu, a w niej gościnną chatę Asa i jego rodziny. Zawsze uśmiechnięty Asa z jednym pasmem długiego wąsa po prawej stronie nosa, okazuje się przedsiębiorczym rolnikiem, przyjmującym pod swój dach zabłąkanych w te strony turystów. Prowadzi coś na wzór agroturystyki. Jest także sołtysem całej wioski plemienia Lisu o nazwie Louta, która została niegdyś założona przez osadników z południowych Chin, wędrujących w poszukiwaniu nowych terenów uprawnych. Pola na jednym terenie można było eksploatować maksymalnie przez pięć lat, gdyż ze względu na górskie rejony i obfite pory deszczowe, urodzajną glebę zmywało coraz niżej. Wówczas należało poszukać nowych terenów, wykarczować las, założyć pola pod uprawy (głównie kukurydzy). Po siedmiu latach można było wrócić na stare miejsce i ponownie przystosować je do uprawy rolnych. I tak w kółko, dopóki resztek lasów tropikalnych nie objęto ochroną, a miejsca pól zastąpiono rządowym projektem uprawy sadów pomarańczowych.

Przemierzamy wioskę. Jest niezwykle urokliwym miejscem. Kobiety haftują przed swoimi domami. Zwierzęta wylegują się w cieniu. Ludzie przyjaźnie nas pozdrawiają.






Plemiona Lisu porozumiewają się własnym językiem należącym do grupy języków tybetańsko-birmańskich, ale Asa perfekcyjnie włada tajskim i angielskim.
Poznajemy jego żonę Paw oraz seniora rodu, sympatycznego staruszka imieniem Mae oraz dwójkę dzieci – dziewczynkę i chłopca – Weepah i Wone.
Lisu w większości są animistami oraz czczą kult przodków. Asa kilka razy na dzień rozmawia z duchami przy swoim pokaźnym ołtarzyku pod strzechą. W trosce o swe godne życie po śmierci, jak mówi, przezornie oddaje też cześć zarówno jedynemu Bogu w niebie, jak i tajskiemu Buddzie w Thaton. A wszystko dlatego, że nigdy dotąd nie widział ani duchów, ani Boga, ani Buddy, więc nie ma stuprocentowej pewności, co do istnienia tych bytów. W tej sytuacji na ścianie przed wejściem wiszą zgodnie złocone ołtarzyki Buddy, chińskie talizmany, portret tajskiego króla i chiński kalendarz odmierzający kolejne dni chińskiego roku w tajskim wydaniu. Dalej ołtarz dla duchów, przy którym oprócz częstych rozmów przy dymie kadzideł, Asa składa w ofierze kurę.
Przy obiedzie mamy przez chwilę dylemat, czy wolno nam zjeść ofiarę złożoną duchom, ale nasze wygłodniałe żołądki, jak i sam Asa szybko rozwiewają wszelkie wątpliwości.
Żona Asa gotuje smacznie, co bardzo nas cieszy, bo do najbliższego sklepu jest 25 km. Po kolacji duchy przodków otrzymują w ofierze kurze kości. Trochę nam głupio z tego powodu, ale Asa zapewnia, że zawsze zjada złożone w ofierze dary.



Wieczorem delektujemy się widokami. Paw haftuje. Stroje Lisu słyną z pięknych haftów krzyżykowych. Asa popisuje się grą na instrumentach ludowych. Cykają świerszcze. Niebo skrzy się tysiącem gwiazd. Jest błogo.

Otrzymujemy do dyspozycji słomianą chatę z glinianą polepą i dwoma łóżkami. Mamy dobre śpiwory, ale noc jest niezwykle zimna. Musimy się ratować otrzymanymi kocami.