wtorek, 12 marca 2013

Mzuzu


124 dzień podróży przez Afrykę.
Malawi - cz. 10

Nakhata Bay – Mzuzu.
52 km – 5,5 godz.


Do rozwidlenia na Mzuzu droga wiedzie pod górę. Potem w dół i znów prosto po dnie rozległej doliny. Ruch samochodowy znikomy. Rowerowy też znacznie się zmniejszył. Najczęściej spotykamy pieszych, którzy przemieszczają się między wioskami. W większości to kobiety od stóp do głów owinięte khanga’mi (kolorowymi płótnami, które równie dobrze sprawdzają się w roli turbanów na głowę i chust do noszenia dzieci), niosące na głowach różnego rodzaju sprawunki. To one odpowiadają też za dostarczanie do wioski wody, którą pompuje się do wiader ze studni umieszczonych co kilkanaście kilometrów. Wiadra oczywiście też na głowach! Dziś niedziela. Mężczyźni generalnie zajęci są nicnierobieniem. Spore grupki przesiadują tu i ówdzie grając w Bau. Słychać śpiewy i rytmy bębnów, które dobiegają nas kościołów różnych wyznań, jakie ukrywają się w gęstwinie bujnej roślinności. Malawi obfituje w placówki misyjne rozmaitych krajów i religii. W wiosce Mpamba natrafiamy parterowy budyneczek, który pełni funkcję kościoła rzymsko-katolickiego. Z braku kapłana odbywa się właśnie nabożeństwo liturgiczne prowadzone przez świeckich. Polega ono na odczytywaniu fragmentów Pisma św. i śpiewaniu pieśni w języku cziczeła.
Ostatnie 25 km, to na tyle solidny podjazd, że momentami musimy prowadzić objuczone rowery. Po dojechaniu do Mzuzu oddychamy z ulgą, że to koniec jazdy na dziś. Rozbijamy namiot na terenie misji kościoła prezbiteriańskiego.
Miasteczko, drugie co do wielkości w Malawi, jest czyste i zadbane. Dobrze utrzymana zabudowa, wśród której ulokowały się banki, sklepiki, dwie apteki, a nawet kawiarenka internetowa! Po za tym tradycyjne kramy ze wszystkim i liczne targowiska z żywnością.


Jak wszędzie dotąd, także i tutaj „zwala nas” z nóg miejscowy oddział telekomunikacji. Na pytanie: - Ile kosztuje wysłanie faxu do Polski? Słyszymy w odpowiedzi: - To jest Telekom i faxów się stąd nie wysyła! TaakPróbujemy, zatem szczęścia w budce telefonicznej, ale automat pożera impulsy podczas nadawania informacji, że nie ma takiego numeru
W żadnym ze sklepów nie ma papieru toaletowego, podpasek ani dezodorantów, na które polujemy od dłuższego czasu. A skoro w Mzuzu nie ma, to raczej już nigdzie nie będzie, a nasze zapasy właśnie się skończyły… Sprawa nie wygląda różowo, bo zanosi się na wycieranie pupy roślinnością… Dezodorant raczej też byłby wskazany, że o podpaskach nie wspomnę… W aptece udaje mi się dostać paczkę waty.
Wieczorem oddajemy się partyjkom Bau z panem kościelnym. Na ogniu pieką się banany.