niedziela, 24 marca 2013

Goodbye Malawi.



135 dzień podróży.

Malawi - przejście graniczne z Tanzanią.
 31 stycznia.
Czilumba – Karonga (81,6 km – 5,29 godz.)

Oznaczona na mapie asfaltówka okazuje się drogą w budowie, tak więc cała trasa wiedzie przez mniejsze lub większe rozkopy. Do tego słońce mocno przypala, a ciężarówki wywożące piach z budowy wzniecają takie tumany kurzu, że przez większą cześć przejazdu nie widzimy ani siebie, ani otaczających krajobrazów. Jako, że woda w Czilumbie ze względu na swą bogatą zawartość niezidentyfikowanych paprochów, nie nadawała się do spożycia nawet po przegotowaniu, nie zabraliśmy zapasu herbaty miętowej, która doskonale gasi pragnienie podczas drogi. Potworną suchość w ustach potęgowaną pyłem i kurzem, gasimy podczas postojów w przydrożnych Grocery, gdzie wypijamy chyba ze dwadzieścia butelek ciepłej, jak zupa Coli i wszelkich jej odmian.
Do Karongi docieramy dopiero o 16:00. Rozbijamy namiot 5 km od centrum, na przytulnym kampingu oddzielonym od jeziora szerokim pasem łąki. Udajemy się na poszukiwanie paliwa do kochera, które kończy się jednak fiaskiem. Na jednej ze stacji sympatyczny mechanik w biało-czerwonych skarpetkach, oznajmia bowiem, iż „dostawa będzie w przyszłym tygodniu”, a na drugiej mówią nam, że „paliwo jest, owszem, ale dowiozą je jutro po południu.”  W tej sytuacji zadowalamy się ogniskiem na plaży, gdzie pieczemy ziemniaki. Mamy też sałatkę z pomidorów i ananasy.

Rano ruszamy w stronę Tanzanii. Od granicy dzieli nas 80 km. Wydajemy ostatnie malawijskie pieniądze. 360 KW inwestujemy w moskitierę i pyszne drożdżowe racuchy, jakie smażą się przy drodze w jednej z wiosek.
Trasa wiedzie dobrą asfaltową drogą, po dość równym terenie, mimo iż otaczający nas krajobraz z minuty na minutę staje się coraz bardziej górzysty. 
Dojeżdżamy do szlabanu, który nieodwołalnie sygnalizuje, że opuszczamy terytorium Malawi.